Dynowscy

Wspomnienia z Białowieży

Title
Wspomnienia z Białowieży
yes

Abbreviation
Wsp.Zbig.Charczun
yes

Author
Zbigniew Charczun
yes

Publication
http://czasopis.pl/czasopis/2011-10/art-14 Zbigniew Charczun, ur. 4 kwietnia 1925 roku w Białowieży, emerytowany inżynier elektryk, najstarszy wnuk przedwojennego łowczego Puszczy Białowieskiej, Stefana Charczuna. Po otrzymaniu przez ojca posady leśniczego poza Puszczą, opuścił razem z rodziną Białowieżę. Powrócił do niej w 1933 roku. Zamieszkał u dziadka Stefana i kontynuował naukę w szkole powszechnej, w klasie III. W 1939 roku ukończył II klasę gimnazjalną w Prużanie. W czasie wojny przeżył burzliwe wydarzenia na Kresach Wschodnich. Po wojnie ojciec Zbigniewa został zatrudniony na stanowisku nadleśniczego w województwie łódzkim. Od tego czasu Zbigniew związał się na stałe z Łodzią. Tam ukończył liceum, a następnie politechnikę, uzyskując tytuł inżyniera elektryka. Założył własną rodzinę. Pracował w Przedsiębiorstwie Robót Elektrycznych w Łodzi. Karierę rozpoczął od stanowiska kierownika robót, a zakończył jako dyrektor techniczny oddziału przedsiębiorstwa. W 1988 roku odszedł na emeryturę. W ostatnich latach spisał swoje wspomnienia, z których wybraliśmy fragment dotyczący pobytu Autora w Białowieży. Naukę w trzeciej klasie szkoły powszechnej (1933/34) kontynuowałem w Białowieży — uroczej miejscowości nad rzeką Narewką, w środku puszczy. Dziadek, Stefan Charczun, był łowczym Puszczy Białowieskiej. Jego dom w Białowieży na Krzyżach znajdował się przy samym rozgałęzieniu trzech dróg biegnących do Hajnówki, w kierunku wschodniej granicy Polski i do centrum miasteczka. Na dziedziniec posiadłości dziadków wjeżdżało się przez bramę w wysokim, zbitym ze szczelnie przylegających do siebie sztachet, płocie, osłaniającym przed wzrokiem ciekawskich. Podwórze było ograniczone zabudowaniami gospodarskimi oraz budynkiem mieszkalnym. Parterowy dom był obszerny. Mieszkanie składało się z pięciu pokoi w amfiladzie i kuchni. Miało trzy wejścia: frontowe od strony ulicy, kuchenne z podwórka i boczne z ogrodu przez dużą oszkloną werandę. Tak jak centralną postacią w rodzinie był dziadek, tak też i jego gabinet zajmował ważne miejsce w domu. Przy oknie wychodzącym na dziedziniec stało masywne biurko, a na nim lampa z seledynowym przezroczystym kloszem, urzekająca wieczorem swym światłem, oraz telefon z korbą. Przy ścianie naprzeciwko okna znajdowała się kozetka. Odpoczywał na niej czasem adiunkt, pomocnik łowczego — wysoki rudy Niemiec, który sypiał z otwartymi oczami. Nad kanapą była rozpięta skóra rysia upolowanego przez dziadka. Na podłodze leżały skóry dzikich zwierząt. Od czasu do czasu pojawiali się w gabinecie strażnicy łowieccy. Opiekowali się oni bezpośrednio zwierzyną — dokarmiali, tropili, liczyli, przygotowywali polowania (teren i nagonkę), a potem nadzorowali ich przebieg; zwalczali kłusownictwo. Dziadek był bardzo muzykalny, grał na kilku instrumentach dętych i strunowych. Utworzył zespół orkiestry dętej ze strażaków, których ku utrapieniu babci uczył grać w swoim domu. Do tej grupy należał również stryjek Sergiusz. Po ukończeniu studiów na wydziale leśnym SGGW w Warszawie pracował w Białowieży. Dziadkowie prowadzili małe gospodarstwo. Chlubą dziadka były konie. Do prac gospodarskich i domowych byli zatrudnieni dziewczyna i mężczyzna, który jednocześnie pełnił funkcję stangreta. Szkoła powszechna, do której uczęszczałem, znajdowała się w centrum Białowieży, w odległości około trzech kilometrów od domu. Dystans ten pokonywałem pieszo. Szosa prowadząca do środkowej części miasteczka omijała w pewnym miejscu park botaniczny (pałacowy), zataczając wokół niego łuk. Można było znacznie skrócić sobie drogę, idąc prosto przez park. Przechodziło się wówczas u podnóża wzniesienia, na którym usytuowany był pałac. Mieściło się w nim muzeum przyrodnicze Puszczy Białowieskiej (Pałac został zburzony w czasie II wojny światowej). Przed parkiem, ogrodzonym i zamkniętym dla ruchu kołowego, przebiegały tory kolejowe. Znajdowała się przy nich rampa, przy której zatrzymywały się pociągi. Wolny czas spędzałem przeważnie na zabawach z chłopcami z okolicznych domów. Graliśmy w palanta lub na skraju puszczy, z którą graniczyły zagrody mieszkańców, bawiliśmy się w przestępców i policjantów. Zimą chodziłem na ślizgawkę urządzoną na zamarzniętym stawie w parku pałacowym. Wieczorem lodowisko było oświetlone, a z głośników wydobywała się muzyka. Czasami towarzyszyłem dziadkom w wyjazdach dwukonnym powozem. Bywałem z dziadkiem w rezerwatach żubrów i jeleni. Pamiętam jazdę z dziadkami do ich znajomych szosą prowadzącą z Białowieży w kierunku wschodnim przez puszczę, wzdłuż kolejki wąskotorowej, którą wywożono z lasu drewno. Po drodze napotykaliśmy stosy długich pni ściętych drzew, przygotowanych do wywózki. Był letni, słoneczny dzień i powietrze było nasycone zapachem żywicy nagrzanej promieniami słońca. Minęliśmy się z miniaturowym pociągiem. Urzekał widok parowej lokomotywy z wysokim dymiącym kominem, ciągnącej wagoniki naładowane drewnem, wydającej przenikliwy gwizd, powtórzony kilkakrotnie przez puszczę. W domu dziadków czułem się dobrze. Panowała w nim rodzinna atmosfera. Miałem swoje miejsce do nauki, ponieważ zajmowałem pokój cioci Niny, która w tym czasie studiowała romanistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Nieco zamieszania w życie rodzinne wprowadził przyjazd do Białowieży cioci Niny. W kilka dni później przybył Zbigniew Brosz — student wydziału prawa na Uniwersytecie Warszawskim — poprosić dziadków o jej rękę. Ciocia, stryjek i ja powitaliśmy go na stacji. W czasie pobytu cioci Niny w rodzinnym domu dziadkowie wydali bankiet z udziałem miejscowej śmietanki towarzyskiej. Goście przybyli z dziećmi, którymi zajęła się ciocia. Organizowała w salonie różne zabawy. Oczywiście ja w nich również brałem udział. Niecodziennym wydarzeniem było polowanie w Puszczy Białowieskiej, w którym uczestniczył prezydent Polski Ignacy Mościcki. Poprzedziła je wytężona praca służby łowieckiej. Widocznym znakiem przygotowań były zwoje sznurów z przymocowanymi do nich chorągiewkami — kolorowymi szmatkami (tzw. fladry). Otaczało się nimi część lasu, aby zatrzymać w niej otropioną zwierzynę. W dniu polowania rano przed oknami pokoju cioci Niny, szosą prowadzącą do Hajnówki, przejechała kolumna samochodów. Pojazd prezydenta wyróżniał się tym, że poruszał się na sześciu kołach. Wieczorem, po zakończeniu polowania, odbyła się przed pałacem, w którym zatrzymał się prezydent, uroczystość myśliwska. Na placu oświetlonym kagańcami była ułożona, szeregiem według hierarchii łowieckiej, upolowana zwierzyna. Schodami prowadzącymi z pałacu zszedł w otoczeniu gości prezydent, któremu łowczy złożył raport z przebiegu polowania. Zagrała łowiecka orkiestra, założona przez dziadka. Błyski magnezji oświetlały fotografowane osoby. Tragiczne wydarzenie zakłóciło codzienne życie w domu dziadków. W rezerwacie jeleń śmiertelnie poranił rogami strażnika łowieckiego. Rezerwat był ogrodzony. Pracownik wszedł na jego teren, aby zanieść zwierzętom pokarm. Jelenie były oswojone z obsługującymi je stale strażnikami i dlatego nie zachował on należytej ostrożności. Środowisko leśne głęboko przeżyło ten wstrząsający wypadek. Była zima. Pogrzeb strażnika łowieckiego odbył się po zachodzie słońca. Uczestniczyłem w żałobnym nabożeństwie celebrowanym w cerkwi, gdyż zmarły był wyznania prawosławnego. Ceremonię pogrzebową obserwowałem z galerii. W przyćmionym świetle, pośród migotliwych płomieni świec, stała pośrodku cerkwi trumna ze zwłokami. Zgodnie z prawosławnym obyczajem była ona odkryta, aby można było pożegnać się z odchodzącą osobą. Batiuszka poruszał kadzielnicą i unoszący się z niej dym kadzidła przysłaniał od czasu do czasu trumnę. Ten niezwykły obraz wnętrza cerkwi, widziany z góry, nieznany mi wschodni obrządek oraz zetknięcie się z majestatem śmierci, wywarły na mnie przejmujące wrażenie. Stryjek Serż został powołany do odbycia służby wojskowej w piechocie. Na urlop przyjechał do Białowieży w mundurze. Charakterystyczne dla żołnierzy piechoty były wówczas owijacze — pasy tkaniny, którymi owijano nogi poniżej kolan. W czasie dalszego pobytu w wojsku stryjek, rzucając granatem, doznał złamania kości goleniowej. Po zabiegu chirurgicznym w wojskowym szpitalu, przywracającym sprawność nogi, został ze służby wojskowej zwolniony. Wspomnę jeszcze o drugiej córce dziadków, Marii. Była żoną Romana Dynowskiego, pochodzącego z arystokratycznej rodziny, który w okresie międzywojennym pracował na stanowisku leśniczego w Puszczy Białowieskiej. Wujostwo mieli dwoje dzieci — Janusza (1930) i Zofię (1935). Ciocia miała zdolności plastyczne, trochę malowała. Po zakończeniu roku szkolnego, uzyskawszy świadectwo ukończenia trzeciej klasy, wróciłem do domu moich rodziców, którzy już na dobre zagospodarowali się w Stryginiu (pow. Bereza Kartuska, woj poleskie).
yes

Last change October 30, 201110:00:49

by: Marek Tomasz Wesołowski
Given names Surname Sosa Birth Place Death Age Place Last change
Stefan Charczun
October 28, 1874149Studzianka k/Dubna, Wołyń6July 28, 19537078Jakubkowo k/IławyMarch 15, 2015 - 5:47:10 p.m.